Fakty są bezdyskusyjne! Temperatury na Ziemi rosną, co spowodowane jest przyspieszoną koncentracją gazów cieplarnianych w atmosferze, przede wszystkim dwutlenku węgla.
Padają rekordy!
Przypomnijmy, wskaźnik CO2 przekroczył ostatnio 410 ppm (part per milion – cząsteczek na milion), gdy przez ostatnie 800 tysięcy lat tylko raz osiągnął pułap 300 ppm! Przyspiesza również tempo wzrostu ilości CO2 w atmosferze. W latach 60. XX w. wynosiło ono poniżej 1 ppm na rok, w latach 90. było już 1,5 ppm na rok, gdy w pierwszej dekadzie XXI w. odnotowano aż 2,5 ppm na rok!
By ograniczyć swój udział w katastrofie cywilizacyjnej, obliczamy skrupulatnie swój ślad węglowy. W jaki sposób ograniczyć naszą prywatną „emisyjność” instruują nas liczne poradniki, animowane filmiki, przedstawiciele ekologicznych ruchów, itd. Zdecydowana zmiana zachowań konsumenckich i stylu życia to świadomy wybór coraz większej liczby ludzi decydujących się na radykalne kroki w celu uniknięcia katastrofy klimatycznej. Do współczesnych nerwic cywilizacyjnych dodaliśmy sobie w ten sposób jeszcze jedną.
Może warto się zastanowić: a jeśli pomysł na „ślad węglowy” („carbon footprint”) to tylko sprytna manipulacja korporacji paliwowych? Rozpowszechniana po to, by odwrócić uwagę od ich odpowiedzialności? Czy to nie stara i ciągle aktualna sztuczka z prywatyzacją zysków przy jednoczesnym przerzuceniu społecznych kosztów i odpowiedzialności na społeczeństwo, czyli na nas? Zabieg manipulacyjny skutecznie stosowany w każdym marketingu, od handlowego po polityczny.
Wszyscy zostawiamy nadmierny ślad!
Załóżmy, że już zrezygnowaliśmy z przesadnej konsumpcji wszelkich dostępnych dóbr, jemy lokalnie, nie mamy zwierząt domowych. Nie mówiąc o samochodzie, czy motorze. Poruszamy się rowerem, albo hulajnogą, a na wakacje wybieramy tylko nieodległe miejsca. Od dawna jesteśmy wegetarianami, a ostatnio prawie wege. Wszystko po to, aby zmniejszyć tempo, w którym nieuchronnie zbliża się globalna katastrofa klimatyczna. Z punktu widzenia przetrwania gatunku wykazujemy się prawdziwym heroizmem, o którym będą się uczyć przyszłe pokolenia. Jeśli w ogóle będą jeszcze na Ziemi warunki do życia dla przyszłych pokoleń.
Już ponad 10 lat temu naukowiec Timothy Gutowski z MIT przestudiował ślad węglowy Amerykanów. Od tych najbiedniejszych, zamieszkujących przytułki, po Oprah Winfrey i Billa Gatesa. Okazało się, że nawet osoba o najniższym poziomie zużycia energii – bezdomny, czy zakonnik – żyjąc w kraju napędzanym w dużym stopniu paliwami kopalnymi, wciąż pozostawia nadmierny ślad węglowy, dwukrotnie przewyższający średnią globalną.
Wyniki badań wskazały na „bardzo istotne ograniczenia dobrowolnych działań mających na celu zmniejszenie wpływu emisji, zarówno na poziomie osobistym, jak i krajowym”.
Węglowy odcisk stopy
Skąd wziął się pomysł liczenia indywidualnego śladu węglowego? Pisze o tym Mark Kaufmann w artykule pod demaskującym tytułem „Ślad węglowy to blaga”.
W roku 2000, British Petroleum, drugi co do wielkości prywatny gigant naftowy na świecie, do poprawy swojego kiepskiego raczej wizerunku zatrudnił znaną agencję public relations (Ogilvy & Mather). Agencja sprawdziła się znakomicie. Powstała nowa identyfikacja wizualna, stworzono image innowacyjnej, postępowej, przyjaznej dla środowiska firmy, która wykracza „poza ropę naftową” (beyond petroleum). Beyond Petroleum (też BP) w ramach kampanii medialnej, propagowała pogląd, że zmiany klimatyczne nie są winą giganta naftowego, ale… indywidualnych osób.
Emisja CO2 to sprawa ulotna, przezroczysta i niewidoczna. Wybór terminu – po angielsku „węglowy odcisk stopy” – był przebłyskiem reklamowego geniuszu. Niedostrzegalnemu i bezwonnemu procederowi nadano bardzo namacalny, a jednocześnie archetypiczny wymiar. Odcisku stopy. Zindywidualizowany i zrozumiały dla każdego znak. Nawet jeśli zetknął się z nim po raz pierwszy.
BP wypuściła reklamę, w której w sondzie ulicznej pytano o indywidualny rozmiar „śladu węglowego”. Intuicje odpowiadających szły w kierunku osobistej odpowiedzialności za emisje. Reklama kończy się wezwaniem: „Wszyscy możemy zrobić więcej by emitować mniej”. Kolejnym krokiem na drodze popularyzacji terminu była prezentacja w 2004 kalkulatora „śladu węglowego”, za pomocą którego każdy mógł sobie obliczyć ilość emitowanego przez siebie i swój tryb życia CO2. Już tego samego roku zrobiło to 278 000 osób. Dzisiaj, czyli 16 lat później liczniki tego typu są wszechobecne. Znajdziemy je zarówno na stronach ekologicznych organizacji pozarządowych, jak i banku czy firmy zajmującej się produkcją maszyn do wycinki drzew!
Czytaj też: Ocieplanie klimatu przyspiesza! >>
Chcesz być na bieżąco? Czytaj nasz newsletter! |
[ślad węglowy, co2, emisja co2, smog, stop smog, alarm smogowy, zmiany klimatyczne, ekologia]