Nowe prawo przewiduje rezygnację ze stałej wartości tzw. opłaty zastępczej, wynoszącej 300,03 zł/MWh i powiązanie jej z rynkowymi cenami świadectw pochodzenia energii z niektórych OZE - zielonych certyfikatów (w praktyce wiatraki) oraz błękitnych certyfikatów (biogaz rolniczy).
Opłata ma wynosić 125 proc. średniej ceny danych certyfikatów z poprzedniego roku, ale nie więcej niż 300,03 zł/MWh.
W opartym na prawach majątkowych (certyfikatach) systemie wsparcia dla OZE, wytwórca energii w źródle odnawialnym, oprócz sprzedaży energii otrzymuje za każdą MWh certyfikat, który jest prawem majątkowym i może być sprzedany - na giełdzie lub w ramach indywidualnej transakcji typu OTC. Cena sprzedaży jest wsparciem dla wytwórcy.
Z kolei sprzedawcy energii do odbiorców końcowych muszą się legitymować odpowiednią do wielkości sprzedaży ilością certyfikatów, czyli muszą je kupić. Ewentualnie mogą uiścić tzw. opłatę zastępczą.
Dowiedz się więcej: Co zmieni projekt nowelizacji ustawy o OZE?
Cena rynkowa zielonych certyfikatów z powodu nadpodaży, w ciągu kilku lat spadła o 90 proc. Zdaniem autorów ustawy powiązanie wysokości opłaty zastępczej z ceną rynkową spowoduje większe zainteresowanie certyfikatami i stopniowe rozładowanie ich nadpodaży.
Wiceminister energii Andrzej Piotrowski podkreślał podczas prac parlamentarnych, że w ostatnich dniach rynkowa cena certyfikatów gwałtownie wzrosła, właśnie dlatego, że rynek przewiduje już skutki ustawy.
Ustawę krytykował natomiast m.in. prezes Urzędu Regulacji Energetyki Maciej Bando. Podczas prac w Senacie oświadczył, że prezentowane w uzasadnieniu projektu tabele są "pełne błędów i nieprawdziwych informacji".
- Opieranie się na tych danych stanowi wręcz wprowadzanie wszystkich posłów, którzy głosowali za ustawą, w błąd, gdyż nie zdawali sobie sprawy z tego, że chociażby skutki dotyczące ceny, które konsumenci energii elektrycznej mogą ponieść, są dwukrotnie zaniżone - stwierdził Bando.
W uzasadnieniu ustawy czytamy, że skutki te to wzrost do 2020 r. obciążenia "standardowego gospodarstwa domowego o niecałe 10 zł/rok".
Sprawdź: OZE - w co warto inwestować?
W ocenie Bando ustawa nie przyczyni się do likwidacji nadpodaży, szacowanej dziś na 20 TWh. Jego zdaniem pozostanie nadwyżka rzędu 8 TWh.
Weług prezesa URE że ustawa jest korzystna wyłącznie dla tych, którzy zawarli z producentami energii z OZE umowy na kupno zielonych certyfikatów po cenach, odnoszących się do opłaty zastępczej.
Wiceminister Piotrowski w odpowiedzi stwierdził, że kontrakty te nie były zawierane przez małych przedsiębiorców, bo z nimi duże koncerny umów nie chciały zawierać. Jego zdaniem regulacja dotyczy niewielkiej grupy przedsiębiorców, dysponujących dużymi źródłami wytwórczymi, po kilkadziesiąt MW.
Piotrowski argumentował też, że ogromną większością certyfikatów handluje się poza giełdą po cenach wielokrotnie wyższych niż rynkowe: Być może coś zostało niewłaściwie sformułowane w prawie, że dało asumpt do takiego skrzywienia rynku. Jeżeli w oparciu o prawo rodzi się patologia, to należy podstawę tej patologii usunąć i to jest istota tej zmiany.
źródło: portalsamorzadowy.pl